Algieria – powrót do dzieciństwa, cz. 1 przygotowania

Czasem chciałbym wrócić do pewnych zdarzeń, by przeżyć je inaczej, w większej bliskości ze sobą i z ludźmi, z którymi wtedy byłem.

Nie zawsze jest to możliwe, część osób już nie ma z nami. Jednak czasem, aby coś w sobie domknąć, warto wrócić do swojego dzieciństwa. Moje dzieciństwo, oprócz mieszkania w Piastowie, to wspomnienia z pobytu w Algierii, gdzie mieszkałem z rodzicami i braćmi w latach 1982-1986. Od pewnego czasu bardzo chciałem tam wrócić. W 2017 roku, kiedy mój tata jeszcze żył, przerobiłem na jego urodziny zdjęcia ze slajdów na wersję elektroniczną, dzięki czemu możemy je teraz na co dzień oglądać na telewizorze. Aczkolwiek rzutnik z pilotem na kabel miał swój czar – potrzeba było przygasić światła, a atmosfera stawała się bardziej intymna.

Pod koniec 2023 roku trudno było mi się powstrzymać i zacząłem planować podróż. Chciałem przyjrzeć się sobie podczas takiej wyprawy. Cieszyłem się, że znalazłem dla siebie wyzwanie. Mieszkaliśmy w dwóch miejscach, jednak najdłużej w Dar el Beida (dzielnica Algieru), z kilkoma polskimi rodzinami, w domu trochę przypominającym mieszkania z wielkiej płyty. Z braćmi, po kilku dniach poszukiwań, odnaleźliśmy to miejsce na mapie. Utrudnienia wynikały z tego, że obok zbudowali drogę dwupasmową, a na mapach Google w Algierze nie ma funkcji Street View.
Na miejscu toczyliśmy potyczki z miejscowymi, o czym świadczyły wybite szyby w klatkach schodowych (głównie w naszych – mieszkaliśmy przy dwóch klatkach). Nie przypominam sobie, byśmy atakowali ich, ale może czasem uprawialiśmy jakąś partyzantkę. Zdarzało się, że urwane było lusterko w aucie (raczej to zasługa Ramadanu). Ulubioną zabawą, zwłaszcza algierskich chłopaków, ale my, Polacy, również się angażowaliśmy, był rzut kamieniem na dach czteropiętrowego budynku. W wakacje próbowałem przeszczepić tę grę na kolegów z Piastowa, jednak nie przypominam sobie, by ktoś później w Polsce podjął to wyzwanie.
Porównanie do polskiego osiedla wyglądało następująco:

  • nie graliśmy w piłkę (nie było boisk, a może po prostu byliśmy za mali), a jednocześnie pamiętam, że algierscy koledzy kibicowali Belloumiemu (Lakhdar Belloumi – pomocnik reprezentacji Algierii), ani w hokeja na trawie (ten co prawda uprawialiśmy w Piastowie na piachu),
  • nie było też kapsli – ani do organizacji wyścigów pokoju, ani do puszczania bączków z saletry,
  • brakowało też sanek, ale to wiadomo, z jakich przyczyn. Taki klimat. Patrząc na zimy w Polsce, to może za kilka lat będzie to towar ostatniej potrzeby,
  • co mogłem trenować, to zabawę w chowanego, jednak na osiedlu w Dar el Beida lepiej było nie oddalać się za daleko, zresztą nie było trzepaka, przy którym można było się „odklepać” czy „zaklepać”.
    Z plusów: poznałem francuski, liznąłem trochę arabskiego, zwiedziłem dużą część Algierii i krajów po drodze. A i polubiłem podróżowanie.

Zdjęcia po lewej: pierwsza klasa (CP – classe primaire) w szkole w Bordj el Kifan (rocznik 1983/84). Ja, w najwyższym rzędzie, trzeci od prawej. Mój brat w środkowym rzędzie, pierwszy od prawej. Nasz znajomy, Maciej, stoi obok mnie. Przed wyjazdem odnalazłem go poprzez LinkedIn w Monako. Zdjęcie pozyskałem ze strony https://copainsdavant.linternaute.com/photo/cp-ecole-primaire-1031378. Wzruszyłem się, kiedy je tam znalazłem i oznaczyłem siebie.

Zdjęcia po prawej: widok z mieszkania na króla algierskich dróg, czyli fiata 125p. Zresztą po latach to właśnie na nim uczyłem się jeździć. Z łezką w oku wspominam też francuskie samochody, w szczególności Renault 4 i 5, Peugeot 504 i 505 oraz Citroën BX z zawieszeniem hydropneumatycznym. Do dziś, zresztą, z chęcią oglądam francuskie filmy drogi, których akcja dzieje się w latach 70. i 80.

 

Zdjęcia: Z braćmi. Gdyby ktoś miał trudność z odróżnieniem mnie od brata, to ja mam szramę pod lewym okiem. 🙂 Nabawiłem się jej w Polsce, pierwszego dnia po powrocie. Poszedłem na huśtawkę, spadłem i podniosłem głowę. Koleżanka z bloku naprzeciwko opowiadała później, że to jej zasługa (kontrowersyjny pogląd). Ja nie pamiętam, albo wyparłem to z pamięci. A z braćmi graliśmy w karty, głównie w „Tysiąca”, rozwiązywaliśmy wzajemne niesnaski w sposób ugodowy i oczywiście oglądaliśmy bajki (zwłaszcza moją ulubioną „Był sobie kosmos” – Il était une fois… l’espace). A i dobrze pamiętam mundial w Meksyku i łomot od Brazylijczyków w 1/16 finału (0:4).

„Mój sentymentalny powrót – czyli jak wygadałem się bliskim”

Na jednym z treningów interpersonalnych wpadł mi pomysł wyjazdu. Później chlapnąłem na lewo i na prawo, że „jadę”, i nie było już odwrotu. 🙂 Planowanie rozpocząłem od wspomnień, co chciałbym ponownie zobaczyć, a co nowego doświadczyć. Najpierw przyszło mi do głowy nasze drugie mieszkanie w Dar el Beida (pierwszego za bardzo nie pamiętałem), szkoła podstawowa w Bordj el Kifan, polska szkoła, do której chodziliśmy w czwartki (tu mam wątpliwości, czy ją w ogóle odnajdę?), Uniwersytet Rolniczy (ENSA – École Nationale Supérieure Agronomique, wówczas jeszcze nazywał się INA), gdzie mój tata wykładał.
Gdy skontaktowałem się z uczelnią z osobą odpowiedzialną za kontakty zewnętrzne, mówiąc o mojej sentymentalnej podróży, od razu wyszukali, w której katedrze mój tata uczył. Jeszcze tego samego dnia szefowa katedry napisała do mnie, że pamięta mojego ojca, bo uczył, kiedy ona studiowała. Od razu zaproponowała mi spotkanie, na które zaprosiła innych nauczycieli i byłych studentów, którzy mieli kontakt z tatą. Zrobiło mi to dzień. Praktycznie rozpłynąłem się – w końcu coś przeskoczyło mi w serduchu. Nawet sobie pomyślałem, że wracam do domu. Bo tak Algieria była przez pewien czas moim domem, gdzie spędziłem dzieciństwo.

 

Dwa pierwsze zdjęcia z Algieru, (panorama na miasto z pomnikiem chwały i męczeństwa oraz budynek wejściowy na Uczelnię rolniczą), kolejne to Algieria z podróży, w tym Timgad i Tipasa, ruiny starożytnych miast rzymskich – jedne z najlepiej zachowanych na świecie (wpisane na liste UNESCO). 

Na bucket liście umieściłem też plaże, na których spędziłem wiele czasu (miejscowość An Taya, obok Algieru), główne monumenty Algieru, w tym Pomnik Chwały i Męczeństwa, zaprojektowany przez polskiego architekta, oraz Notre-Dame d’Afrique. Chciałem też zrobić sobie zdjęcie z panoramą Algieru, z statkami wchodzącymi do portu, takie jak w dzieciństwie. Dodatkowo pomyślałem, żeby obejrzeć miejsca, które są pozostałościami po cesarstwie rzymskim (Timgad i Tipaza). Myślałem też o ponownym przejechaniu drogi sprzed lat do Konstantiny, gdzie przez ponad rok mieszkała mama i pracowała jako lekarz. Ten pomysł szybko odpadł, podobnie jak wyjazd do Ghardaia (miejscowość na Saharze, ponad 600 km na południe od Algieru). Wszystkiego się nie da, tym bardziej, że planowałem wyjazd na maksymalnie tydzień, a ostatecznie będzie to wypad na 4 dni. A przecież chciałem też poznać miejscowych.

Nie chciałem jechać sam, ponieważ miałem wątpliwości co do bezpieczeństwa. Czasem zastanawiam się, jak to było, że kiedy byłem mały, to się nie bałem, i że moi rodzice (w końcu gwaranci bezpieczeństwa) również się nie bali podróżować do i po Algierii. W końcu w grupie raźniej. Zaproponowałem więc wyjazd mojemu synowi i starszej córce. Dosyć szybko z niego zrezygnowałem, chciałem, żeby za pierwszym razem towarzyszył mi ktoś dorosły, zwłaszcza że mogę się zregresować do dzieciaka. Jeśli będę jechał drugi raz, to wrócę z pomysłem wypadu z dziećmi. Brat nie wyrażał mocno chęci, więc zaproponowałem dwójce moich przyjaciół. Wykruszyli się… widocznie tak musiało być. Poznałem Asię, która będzie mi towarzyszyć. I świetnie się składa, bo walentynki spędzimy w Algierze.

Po kilku tygodniach starań dostaliśmy wizy. Co prawda liczba wymaganych dokumentów na krótko mnie zatrzymała (np. zaświadczenie z pracy), ale ostatecznie się udało. Dostaliśmy wizy odpowiednio na 5 i 6 dni. Dlaczego tak, nie wiem – nie wiedział też pan z ambasady Algierii w Warszawie. Zostało więc zakupić bilet na lot. Co prawda w dzieciństwie najczęściej wybieraliśmy się samochodem (Fiatem 125p), ale ten już sprzedany i pewnie zezłomowany ze 25 lat temu. Przed laty latał do Algieru PLL LOT, a czasem wydaje mi się, że również Air Algérie, chociaż nie pamiętam, bym nim kiedykolwiek wcześniej leciał. Zdarzało mi się również lecieć przez Frankfurt Lufthansą. Pamiętam różne sytuacje, m.in. jak nas przetrzepali na granicy algiersko-tunezyjskiej (Algierczycy nie żyją zbyt dobrze z sąsiadami, w szczególności z Marokiem), albo jak podczas lotu Iłem 18, PLL LOT, jeden silnik się przestał działać, po czym drugi wyłączyli (Ilyushin 18 był wyposażony w cztery silniki).

Obecnie nie ma zbyt wielu opcji lotów. Można lecieć Lufthansą przez Frankfurt – ta opcja jest w miarę dostępna cenowo. Albo Ryanem lub Wizzem przez Barcelonę, Madryt lub Paryż (ten jednak od razu odpadł, bo lotniska Charles de Gaulle i Orly są zbyt daleko od siebie), a dalej np. Vuelingiem lub Transavią. Po przeanalizowaniu siatki połączeń, transferów między lotniskami, cen biletów, zrezygnowałem z przesiadek w Marsylii, Walencji, Paryżu i Tuluzie. Chciałem wejść na pokład Air Algérie, ale nie aż tak, by płacić za bilet dwa razy więcej. I tu, w przypływie świadomości, zakupiłem bilet łączony i będę miał przyjemność polecieć również Air Algérie. Bo to też było na mojej bucket liście. Zależy mi, by wypełniać swoje życie takimi marzeniami. Czasem są większe, czasem mniejsze, ale dzięki spełnianiu takich marzeń żyje mi się przyjemniej.

4 Comments

  1. Bartek Bałaziński

    Hej Marcin,

    Super! W Algieri byliśmy sąsiadami na Cité Ecotec (5 Juillet) bâtiment 17 appartement 5. Niestety nie mam zdjęć z nami wszystkim ale parę z naszego osiedla kolo Dar-El-Beida. I dużo wspomnień. Nigdy nie miałem okazji tam wrócić. Co z Tomkiem i Rafałem (jestem bardziej rówieśnikiem Rafała)?

    1. admin

      Cześć Bartek. Mieszkamy obok siebie. Przedwczoraj bylem w Dar El Beida….

      1. admin

        Cześć Bartek. Wy chyba mieszkaliście nad nami? z Rafałem i Tomkiem mieszkamy obok siebie. Przedwczoraj bylem w Dar El Beida….

  2. Bartek Bałaziński

    Chciałem dorzucić nasz sąsiad Honza Rajnis powrócił na podróż do Algieri z ekipa Tatra która „re-stage-owała” etapy Paris-Dakar. Był na naszym osiedlu i „z-post-ował” parę zdjęć na FB.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *