Żyć ze smutkiem i niepokojem – ale nie w depresji.

Żyjemy w świecie, który promuje spełnianie przez działanie. Otaczają nas obrazy nieustannej radości i sukcesu – to daje energię, napędza. Żyjemy w dostatku, w bezpiecznym kraju.

Skąd więc bierze się depresja?

Depresja często zaczyna się w ciele – od wycofywania się z relacji, utraty energii, stopniowego oddalania się od życia. W dzisiejszym świecie, gdy tylko zaczynamy „wysiadać” z pędzącego pociągu produktywności, zbyt łatwo uznajemy to za problem, który trzeba jak najszybciej „naprawić”.

Dla mnie ważne jest rozróżnienie: żyć z depresją, ale nie w depresji. Co to znaczy? To znaczy odczuwać wszystkie aspekty życia – także te, które współczesna kultura spychają na margines: smutek, złość, niepokój. Emocje nie dzielą się na dobre i złe. Złość może dawać siłę. Smutek bywa jak zatrzymanie – okazja, by spojrzeć wstecz i w przód, zapytać siebie: czego potrzebuję? dokąd chcę iść?

Często jednak omijamy ten etap – chcemy od razu „wrócić do życia”. Ktoś, kto się zatrzymuje, zbyt łatwo trafia do psychiatry. Dostaje leki, które mają przywrócić aktywność. I choć czasem są one potrzebne, mają też skutki uboczne – między innymi mogą tłumić odczuwanie. A przecież leki nie rozwiązują pytania: do jakiego życia mamy wracać? Tego z mediów – pełnego sukcesów i aktywności? Czy tego przesiąkniętego lękiem, w którym wojna i bezsensowna śmierć czają się tuż za rogiem?

Dla mnie kluczowe w zdrowieniu jest opowiedzenie swojej historii. Dopiero kiedy wypowiesz, co cię spotkało, możesz zacząć układać kolejne kroki. Wiele osób w depresji nie mówi – słuchają, zamiast decydować. Często nie widzą dla siebie rozwiązań.

Często depresja to miejsce, w którym coś się zakończyło, a coś nowego jeszcze się nie zaczęło. Pojawia się pustka, która – paradoksalnie – daje szansę na szukanie sensu. Tu wracam do słów buddyjskiego mnicha: „Żeby być szczęśliwym, trzeba mieć spokój w głowie.” Coś w tym jest.

Ostatnio sięgnąłem po książkę Viktora Frankla „Człowiek w poszukiwaniu sensu”. Frankl przeszedł przez trzy obozy koncentracyjne. Czytając, miałem wrażenie, że jestem tam razem z nim – przechodząc przez niedowierzanie, zobojętnienie, apatię… aż po ten moment, gdy na bramie Auschwitz powiewała biała flaga w dniu wyzwolenia. Został mi w pamięci fragment z dnia wyzwolenia:

„Kiedy wieczorem po raz kolejny zebraliśmy się w naszym baraku, ktoś zapytał szeptem towarzysza:
– Powiedz mi, byłeś dzisiaj zadowolony?
Tamten zaś odparł zawstydzony, nie wiedząc że wszyscy czuliśmy tego dnia to samo:
– Szczerze mówiąc… nie!
Pobyt w niewoli sprawił, że autentycznie straciliśmy umiejętność zadowolenia i musieliśmy powoli uczyć się jej od początku.”

Victor Frankl

Depresja to poważna choroba. Nie da się jej „cofnąć” z dnia na dzień. Ale można próbować ją zrozumieć – jako sygnał. Jako próbę naszego wnętrza, by nas zatrzymać, zanim zagubimy się na dobre.

Możesz być w smutku i niepokoju – i jednocześnie nie być w depresji.

Czasem zmiana nie dzieje się przez ruch, ale przez zatrzymanie. To właśnie wtedy, gdy nie możemy pójść dalej, kiedy tkwimy w miejscu (tutaj więcej o cyklu doświadczenia)– z całym ciężarem smutku, lęku czy niepewności – zaczyna się prawdziwe spotkanie ze sobą. Wbrew pozorom, nie zawsze potrzebujemy „iść naprzód”. Czasem potrzebujemy się po prostu zatrzymać i usłyszeć to, co dotąd było zbyt ciche, zbyt bolesne, zbyt nieznane.

W kulturze, która gloryfikuje działanie i skuteczność, szczególnie mężczyznom trudno przyznać się do wewnętrznego utknięcia, do smutku czy kruchości. A przecież to właśnie z tej szczeliny – z miejsca niepewności – może wyrosnąć autentyczna zmiana. Nie przez przepchnięcie, lecz przez obecność. Nie przez presję, lecz przez świadomość i zgodę na to, co jest.

Jesteśmy czującymi istotami. I właśnie to czucie, choć czasem przytłaczające, jest kluczem do relacji – z innymi i z samym sobą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *